Świat bez przebarwień
 
 
 
Strona główna Info / Praca Archiwum Konkursy Kontakt
 


 RAZEM POLECA
 
 
 
  Zaprzyjaźnione strony

  www.jogaklub.pl
  www.yhm.pl
  www.jurek.pl
  www.insignis.pl
  www.proszynski.pl
  www.wrozka.com.pl
  www.nienasyceni.com
  www.monolith.pl
  www.bzwbk.pl
  www.mag.com.pl
  www.emimusic.pl
  www.veet.pl
  www.wab.com.pl
  www.nivea.pl
  www.dior.com
  www.semi-line.com.pl
  www.universalmusic.pl
  www.swiatksiazki.pl
  www.matis.pl
  www.kinoswiat.pl
  www.schering.pl
  www.braun.com/pl
  www.calvinklein.com
  www.givenchy.com
  www.francoferuzzi.com
  www.samsung.com/pl
  www.traffic-club.pl
  www.microsoft.com
  www.nvidia.pl
  www.gram.pl
  www.4fun.tv
  www.premierimage.pl
  www.manta.com.pl
  www.traffic-club.pl
  www.agencjadramatu.pl

  

  

  

  

  



 


   
RAZEM NR 20/2007
SIEDEM GRZECHÓW GŁÓWNYCH


Tomek Kin

TOMASZ SEKIELSKI

CIEPŁA WÓDECZKA Z ŻULAMI








   Wypromowany przez Tomasza Lisa, wypłynął na aferze Rywina, dziś prowadzi w duecie z Andrzejem Morozowskim program rozrywkowo-publicystyczny "TERAZ MY". Nie chce być błaznem na usługach polityków. Lubi zjeść, lubi gotować, lubi wypić, ale nigdy nie pije przed wejściem na wizję. Jego ulubiony grzech to próżność. Dla przyjaciół Seki, Buldożer, Rodweiler. Nikogo nie oszczędzi. Nikomu nie daruje. I jeszcze się pośmieje.

Kto jest większym brzydalem? Andrzej Morozowski czy Tomasz Sekielski?
Każdy z nas jest brzydki na swój sposób.

Ale kto wiedzie prym?
My się nie licytujemy, kto jest brzydszy.

Jeden jest grubszy, a drugi chudszy?
W zasadzie to jest podstawowa różnica. Ale czasami docinamy sobie... Ja wypomnę Andrzejowi wiek, on moją wagę i tyle.


Macie ambicje, żeby być drugim Mannem i Materną?
Nie. My zajmujemy się czymś innym. Niewątpliwie praca w duecie jest bardzo trudna. Każdy ma swoje problemy zawodowe i życiowe, więc dogadanie się jest trudne, a nawet momentami jest bardzo stresujące i męczące. Ale na razie nie zanosi się na to, żebyśmy mieli rozwiązać naszą współpracę Morozowski-Sekielski.

Za dobrze wychodzi finansowo?
A jeśli nawet, to coś złego?

W dziennikarstwie nie chodzi wyłącznie o pieniądze.
Ale musisz z czegoś żyć. Poświęcasz tej pracy mnóstwo czasu, więc dlaczego nie masz godnie zarabiać? Choć pieniądze nie są motywem przewodnim mojej pracy!

Ten duet ma wielkie aspiracje? Za parę lat może być tak, że do was będą dzwonić ludzie, których wy ewentualnie moglibyście zaprosić. Dojdzie do tego, że prezydenta będziecie zbywali? Panie Prezydencie, nieeeee. Teraz mamy urlop?
Prezydenta się nie zbywa. Prezydenta trzeba szanować, natomiast niewątpliwie chcemy robić dobry program, który będzie uznawany za jeden z najlepszych w kraju o tematyce politycznej. Mam nadzieję, że przynajmniej kilka lat razem będziemy prowadzić program "TERAZ MY". To są nasze plany.

A jeżeli w grudniu zdejmą was z anteny, to przechodzisz do Polsatu?
Nie. Jeśli ktoś zdjąłby mój program, to rozumiem, że program jest zły. Ale to by była moja osobista porażka. Jednak nie zostanę dziennikarskim bankrutem, bo wciąż mam "Fakty".

Ale wtedy będziesz showmańskim bankrutem...
Uważam, że program będzie tak długo, aż się nie pokłócimy z Andrzejem. Myślę, że nikt go nie będzie zdejmował z anteny.

Czy Ty masz twarz telewizyjną?
Kompletnie nie mam wyglądu telewizyjnego. Jestem wielkim facetem, którego trzeba filmować szerokokątnym obiektywem - to żart oczywiście. Jestem dużych gabarytów, a w TV raczej pracują piękni i szczupli.

A jak jest z tym jedzeniem? Czy to rzeczywiście taka Twoja największa pasja? Oprócz polityki.
Jedzenie? (śmiech) Widać po mnie, że lubię zjeść, lubię gotować, uwielbiam eksperymentować w kuchni. Żona często jest wkurzona, kiedy podczas przygotowywania jakiejś wyszukanej potrawy leży w kuchni mnóstwo porozrzucanych garnków czy sztućce. Raz sos tylko spróbuję łyżką, a później ją odkładam... Biorę następną, czystą. Tłumaczę żonie wówczas, że gotowanie jest sztuką, że tak jak architekt zamyka oczy i widzi swoje dzieło - budynek, tak dobry kucharz zamyka oczy i czuje potrawę... Jej smak... Zapach... Rzadko korzystam z książek kucharskich. Uwielbiam eksperymenty... Łączenie smaków...

I na jego garnkach często podskakują pokrywki.... Tym samym przyznałeś, że rzeczywiście wolisz pogadać: o gotowaniu, o dupach, o pogodzie, o muzyce o tym wszystkim, czym z założenia w swojej pracy zajmować się nie możesz. A robisz coś, żeby na ekranie dobrze wyglądać? Żeby ludzie Cię lubili, żeby Ci ufali?
Na pewno tak. Ale ja mam specyficzną pracę. Po pierwsze w materiałach, w których jestem, mało mnie jest. Raczej opisuję rzeczywistość. Pokazuję ją, więc mnie nie ma. Są stand up-y na koniec materiałów. No, ale zawsze mam czystą koszulę... Dobrze zawiązany krawat (mam nadzieję), fryzurę też w miarę, więc myślę, że ludzie bardziej patrzą na to, co im przekazuję, słuchają tego niż patrzą na to, jak wyglądam. Oczywiście to ma znaczenie, ale też myślę, że widzowie przyzwyczaili się do mojego wyglądu.

Polityka to jest błazenada. A dziennikarstwo polityczne?
Nie. To jest absolutnie zawód na serio i nie ma nic wspólnego z błazenadą. W telewizji publicznej są dyspozycyjni dziennikarze, ale trudno nazwać ich błaznami, bo oni nawet nie są śmieszni... A raczej tragiczni w tym co robili, co robią... Więc nie. Dziennikarstwo polityczne nie ma nic wspólnego z błazenadą. To raczej zachowania polityków.

Ale teraz Wy staracie się wypuścić trochę zatęchłych relacji z tego worka, który śmierdzi w polityce i założyć te stańczykowskie czapki w swoim programie. No i trochę pobłaznować. Nie jest tak?
Nie, to nie jest błaznowanie. To jest komentarz do tego, co się dzieje. Zawsze powtarzam sentencję z filmu "Adwokat Diabła". Al Pachino, który gra diabła, mówi do Keanu Reevesa: "Próżność to mój ulubiony grzech".

Ale nie ma takiego grzechu. Jest pycha. Wasz program będzie szedł w tę stronę, żeby było jeszcze bardziej śmiesznie, żeby była jeszcze większa błazenada?
Nie, nie zgadzam się na słowo błazenada. Kiedy rozmawiamy o "TERAZ MY", nie używajmy tego słowa. W pierwszej części program rzeczywiście bywa dowcipny, żarty są lepsze lub gorsze, jak zawsze, jak w każdym kabarecie, jak w każdym przedstawieniu. Natomiast w drugiej części mamy zawsze poważne dyskusje i debaty z politykami. Rozmawiamy absolutnie serio. To, że czasami wrzucimy jakiś żart, to że czasami się uśmiechniemy oznacza, że nie robimy wszystkiego zupełnie serio. Próbujemy odbrązowić politykę i polityków, a to nie oznacza wcale, że jesteśmy błaznami i nie zgadzam się na takie określenie, bo jest to dla nas uwłaczające.

Ale błazen to nie jest ten największy idiota.
Ale w Twoich ustach brzmi to bardzo pejoratywnie. Nie jesteśmy błaznami. Robimy poważną politykę i mam nadzieję, że ludzie to doceniają.


I każdy, kto mu podskoczy, może spotkać się z minimalnie ciętą ripostą lub z jego mocnymi barami... Jeszcze mnie przyciśniesz i kręgosłup połamiesz....
Jeszcze mnie nie sprowokowałeś...

Tomasz Sekielski. Dla przyjaciół Seki, Buldożer, Rodweiler.
Żaden buldożer!

Przejeżdżasz się po wszystkich.
Nie. Tylko po tych, którzy zasłużą. Nie buldożer. Robię swoje. Staram się to robić jak najlepiej. Nie przejmuję się tym, czy ci, o których robię materiały, lubią mnie czy nie. Nie jestem po to, żeby mnie lubili. Może zabrzmi to banalnie, ale uważam, że jeśli człowiek bawi się w dziennikarstwo, to powinien traktować je poważnie. Lubię to, co robię i nie chciałbym robić nic innego. Pasjonuje mnie to, mimo iż wielu osobom może wydawać się to dziwne. Jak polityka może pasjonować? Szczególnie w wydaniu polskim. Mnie pasjonuje. Może jestem dewiantem i zboczeńcem.

Dewiant i zboczeniec... To chyba z Renatą Beger coś wspólnego macie?
Nie bardzo...

Dogadujecie się czy nie?
Z Renatą Beger w ogóle trudno się porozumieć...

Dlaczego?
A próbowałeś się kiedyś z nią porozumieć?

No, głupia jest jak but... Ciężko się rozmawia.
Ja nie użyłbym wobec niej takich słów, bo to według mnie jest niesprawiedliwe... To porównanie jest obraźliwe. Dorosła kobieta, która całe życie spędziła na wsi robiąc przy świnkach, kurach i krówkach, zrobiła maturę, jest teraz na studiach, uczy się... Daj Boże wielu osobom, które miały większe możliwości, zdobycia takiej edukacji. Chcę obronić kobietę. Taki jestem. Ale jeśli będzie trzeba to oczywiście też "przyłożę" Renacie Beger. Zresztą parę materiałów w "Faktach" o niej robiłem. Ale nie chcę używać epitetów. Jeżeli przedstawiasz fakty, to ludzie sami sobie nazwą każdego. Można polemizować, można zaprzeczać i uprawiać szermierkę słowną, natomiast nie wolno ich obrażać. To jest moje wewnętrzne przekonanie.

A co jest błazenadą w polskiej telewizji?
Błaznuje na pewno Kuba Wojewódzki, błaznuje Szymon Majewski... no, ale tu raczej używam sformułowania tak jak tłumaczyłeś, że w błaźnie nie ma nic złego...

Jan Pospieszalski to też błazenada i jego program "Warto rozmawiać"?
Nie. Robi zupełnie serio programy, niestety z coraz większym przechyleniem. W telewizji publicznej jest miejsce i na przechył w prawo, i na przechył w lewo. Natomiast obecnie mam wrażenie, że jest tylko przechył w prawo, co też może być niedobre dla tej telewizji. A Pospieszalski wyjątkowo mocno przechyla się na prawo. Teraz jedzie po bandzie.

Jest taka teoria, że Lis zrobił z Ciebie supergwiazdora. Druga to, że Rywin i jego afera, bo pozwoliły Ci wypłynąć i stworzyć dwór wobec Sekielskiego. Która z tych prawd jest na miejscu?
Jest kilka osób, którym zawdzięczam to, co osiągnąłem i to, gdzie teraz jestem. Jedną z tych osób jest Tomasz Lis, który nauczył mnie dziennikarstwa telewizyjnego, reporterki newsowej. Jestem mu za to wdzięczny i będę to powtarzał bez względu na to, gdzie on będzie pracował i gdzie ja będę pracował. To on właśnie wręcz wymuszał na nas pokazywanie twarzy w "Faktach", kończenie materiału tymi stand up-ami. Drugą osobą jest prezes Walter. Pewnie będę uchodził już za strasznego wazeliniarza, ale na pewno to on właśnie dał nam wszystkim szansę zaistnienia i stworzenia takiego niezależnego serwisu informacyjnego, który wypłynął. Gdyby Walter nie postawił na "Fakty" i nie bronił naszego zespołu, nie byłbym w tym miejscu, gdzie jestem.

A sprawa Rywina?
Odebrałem to trochę jak zarzut, że wypłynąłem na sprawie Rywina. Może i wypłynąłem, ale ciężką pracą, zasuwaniem od rana do nocy, spotykaniem się z wieloma ludźmi. To był naprawdę ciężki rok dla mnie. Codziennie kilka godzin przy komisji śledczej, a potem szybko trzeba było zrobić materiał o wiele dłuższy niż standardowe materiały. Najdłuższy mój materiał z komisji Rywina miał osiem i pół minuty! Ktoś kto nie pracował w telewizji, ktoś kto nie montował materiałów, nie zdaje sobie sprawy, co to oznacza zmontować materiał osiem i pół minuty, zbić całość z obrazkami w dwie godziny. Była to dla mnie wielka nauka, a to, że zostałem przy tym zauważony? Rozumiem, że dobrze relacjonowałem sprawę Rywina. I tyle.

To była afera, jakiej już nie będzie.
No, ja myślę, że jeszcze parę będzie.

Ja myślę, że Tobie nie będzie się chciało siedzieć tak w tym sejmie dzień i noc... Masz Morozowskiego... Innego.. Masz już spokojniejszą, cieplejszą posadkę...
Sugerujesz, że na emeryturę powinienem się udać?

Nie, ale przychodzi powoli taki czas, żeby trochę kuponów poodcinać...
Nie, nie, nie... Nie chcę odcinać kuponów i zapowiadam, że jeszcze powalczę. Mam już kilka pomysłów. Po pierwsze nie chcę odchodzić od takiej bieżącej reporterki, bo dla mnie to jest największa frajda.

No, ale wiesz, że byle reporterzyną nie jesteś, umówmy się. Każdy gabinet stanie otworem.
Mówisz, że mam taką pozycję, że niech inni sobie biegają, a ja tutaj wielki pan redaktor będę sobie przychodził na gotowe. Wiesz, w Stanach reporterzy zawodowi - senior czy korespondent mają po czterdzieści parę lat albo nawet po 50. Ja mam dopiero 32 lata, więc długa droga przede mną. Jeszcze wiele pokory, wiele muszę się nauczyć i wiele osiągnąć, żeby móc sobie któregoś dnia powiedzieć "to ja teraz mam gdzieś... Niech sobie inni biegają".

A teraz haki i teczki, które Tomasz Sekielski posiada. U Ciebie pewnie cała piwnica zalega tymi teczkami, tymi dowodami tej ciemnej strony mocy, której dociekasz, na którą zbierasz informacje i fakty.
Nie, nie, nie. Już kiedyś jeden z moich informatorów dał mi pierwszą wskazówkę: " Niech pan nic nie trzyma w domu. Jak tylko dostaną informację, że ma pan jakiś tajny papier z klauzulą "tajne, poufne" będzie nalot. Od razu wpadną, wywalą drzwi, szósta rano, pokazówkę zrobią, przetrzepią całe mieszkanie, poprzewracają wszystko do góry nogami. Oczywiście, jeśli tylko będą mieli pewność, że znajdą tam taki papier". Dlatego u mnie w domu nic nie ma.

To w redakcji trzymasz?
Nie, nie trzymam też w redakcji. Mam swoje miejsce, gdzie niektóre dokumenty przechowuję. No, przecież nie mogę powiedzieć, gdzie trzymam tajne dokumenty.

Jak tych informatorów pozyskałeś, znalazłeś, dogadałeś się, poznałeś?
Różnie. Trzeba parę lat przepracować w tym zawodzie. Oni muszą cię jakoś rozpoznawać, kojarzyć, mieć zaufanie. Trzeba zaczynać od spraw małych i przy tych sprawach pokazywać, że jest się lojalnym wobec informatora. A nie, kiedy coś się dzieje, to na drugi dzień ujawniać wszystkie nazwiska i bronić się tym, że to informator wprowadził cię w błąd. Ludzie z różnych powodów do ciebie przychodzą. Są i tacy, którzy chcą komuś zaszkodzić. Najzwyczajniej w świecie ktoś nie dostał podwyżki, nie dostał awansu, nominacji. Z takich niskich pobudek przychodzi i mówi "No, ten i ten złamas nie dał mi tego, to ja teraz dam tutaj panu redaktorowi ciekawe informacje, które wywołają skandal". Ale są też idealiści. Spotkałem kilku, którzy uważają, że jeśli coś sie dzieje w państwie źle, to ich obowiązkiem jest nawet łamiąc prawo i pewne obowiązujące zasady dać informacje dziennikarzom. Są też i tacy, którzy po prostu lubią się chwalić, że coś wiedzą. Zazwyczaj politycy należą do tej grupy. Lubią kiedy się z nimi rozmawia i mogą się popisać tym, że wiedzą coś supertajnego i wtedy rzucają różne informacje.

A tak z ręką na sercu, czy kiedykolwiek złamałeś prawo, żeby dotrzeć do ważnych informacji, żeby mieć newsa i materiał?
Nie mogę składać takich deklaracji, ponieważ jeśli teraz powiem, że złamałem prawo to jest po mnie. Jeżeli ktoś będzie złośliwy, to złoży doniesienie do prokuratury, że się przyznałem.

Czyli jest w tym odrobina prawdy.
Ja odpowiem tak, jak odpowiadał Andrzej Milczanowski, kiedy wybuchła afera Oleksego: "Nie potwierdzam i nie zaprzeczam".

Nie jest tak, że czasami gryzie Cię sumienie bo, niszczysz polityka, ale przy okazji człowieka.
Nie. Nie gryzie mnie sumienie.

Czyli to naciągacze, hochsztaplerzy i szuje, których trzeba niszczyć, bo inny motyw ciężko znaleźć, jeżeli to nie są rzeczywiście szumowiny.
Do tej pory jeszcze nie skrzywdziłem kogoś niewinnego. Mam nadzieję, że to się nigdy nie zdarzy, że się nie pomylę i nie oskarżę polityka o coś, czego nie zrobił wyrządzając mu wielką krzywdę i niszcząc mu życie. Ale jest takie ryzyko w naszej pracy. Dziennikarz też może zostać podpuszczony. Dlatego każdą informację sprawdzam sto razy, weryfikuję w różnych źródłach. Naprawdę jestem strasznie przewrażliwiony na punkcie tego, żeby to co puszczam, było prawdą, było sprawdzone i aby nikogo nie skrzywdzić, żeby nie skrzywdzić człowieka. Natomiast kiedy informacje są prawdziwe i świadczą o tym, że jakiś polityk zachowuje się niewłaściwie i jeśli nawet to zniszczy życie jemu i jego rodzinie, to dlaczego ja mam tego nie ujawniać? Jeśli pan X kradł, dopuszczał się rzeczy niegodnych, to dlaczego mam to ukrywać? Ja nie myślę wieczorem przed dniem emisji materiału, " a teraz zniszczę kolejnego." I nie odhaczam w domu na ścianie kolejnych strąconych polityków. Nie mam takiej klasyfikacji, która brzmi: "najprzyjemniejsze dowalenie politykowi".

A z Millera, Jakubowskiej nie miałeś radochy? Że tak z każdym dniem stawali się politycznymi bankrutami.
Radochy? Nie. Uważam, że robiłem swoje. Natomiast śmieszyło mnie, kiedy już byli na tak zwanej równi pochyłej i spadali.

Tomek, Ty masz parcie na szkło!
Nie.

No, jak to nie? Wykorzystujesz każdą sposobność, by na antenie się pojawić. A to w swoim show, a to w "Faktach"...
Mógłbyś zapytać Tomka Lisa: często opieprzał mnie za to, że nie nagrałem stand up-a, bo wolałem szybciej wrócić ze zdjęć. Bo chciałem bardziej dopracować materiał, niż pokazywać swoją buźkę lub szukać pięknego kadru na stand up-ery. To nie jest tak, że mam parcie, że muszę się pokazać przy każdym materiale i codziennie muszę zaistnieć na antenie.

Sto osób tego nie ogląda...
Fajnie kiedy idzie się do sklepiku osiedlowego, pani opowiada, jaki dobry program się robi. Człowiek jest połechtany.

I żule pod monopolowym pytają, jak wątroba...
Kiedyś mi się zdarzyło u mnie pod sklepem osiedlowym... Podjechałem późnym wieczorem z Andrzejem Morozowskim. Byliśmy strasznie zmarnowani. Wychodzi trzech takich facetów i wszyscy trzej więksi ode mnie. No, trudno uwierzyć, ale tacy byli i mówią: "Redaktorek! Jak fajnie. Szefuńciu, oglądamy programik, ekstra jest! Szefie, może byśmy opili!" I słuchaj...

Kupiliście jabole i z żulami piliście?
Nie jabola, tylko była normalnie ciepła wódeczka, Wyborowa, plastikowy kubeczek... I oni uznali, że muszą się napić z Panem Redaktorem. Stwierdziliśmy, że nie ma co protestować i wdawać się w dyskusję, bo panowie są mili, a mogliby stać się niemili, agresywni... No i zrobiliśmy tę flaszkę pod sklepem. Andrzej jako kierowca, miał szczęście, bo nie pił, a ja zakosztowałem ciepłej Wyborowej wódeczki.

No, lepiej być nie może! Czyli mam rozumieć, że Tobie też zdarzyło się na antenie być w takim stanie...
Nie, nie, nie. To było po programie.

A na antenie byłeś kiedyś w takim stanie, jak Kwaśniewski w Harkowie?
Nie. Nigdy w życiu..

Nie myślałeś, że "a to będę bardziej pewny siebie..."
Ja mam wrażenie, że są dziennikarze, którzy piją na antenie. Są różni ludzie, ale ja bałbym się, że to po mnie widać, słychać w mojej mowie. Mimo że każdy zapewniałby mnie, że "Stary, nic nie widać, nic nie słychać, najwyżej czuć alkohol...", to nie wypiłbym. Bo czułbym się psychicznie bardzo źle i miałbym poczucie, że daję ciała.

A może biały proszek... Strach, że wylecisz z pracy, że trzeba być na czas, trzeba być zwartym gotowym, trzeba rozmyślać, główkować, montować te materiały. Przecież zwykła kawa i Red Bull nie pomagają...
Trzeba mieć silną wolę i organizm.

W takim razie "dragi" zarezerwowane są tylko i wyłącznie dla ludzi w reklamie.
Znam wielu ludzi w reklamie. Niektórzy nie używają żadnych środków.

A ja znam wielu w reklamie, którzy ciągną non-stop.
A w dziennikarstwie znacznie więcej osób ciągnie. Ja nie wyobrażam sobie, że ktoś kto ćpa non-stop, i ma straszną pogoń myśli, może w takim stanie zrobić coś konkretnego.

Grzeczny, nudziarz, może nie błazen, ale nudziarz straszny. Andrzej! wymień se tego gościa w duecie, bo naprawdę nie prognozuję Wam przyszłości. Nie spodziewałem się, że tak się rozczaruję.
Ale co chciałeś usłyszeć?

Nagą prawdę, która nie zawsze jest piękna.
(Śmiech) A to trzeba było pytać.




Rozmawiał:
Tomasz Kin - dziennikarz ANTYRADIA


Rys.Robert Trojanowski
www.jurek.pl
                                                                  





 
 
©2006 WYDAWNICTWO HOLYGRAM