Świat w naszych oczach
 
 
 
Strona główna Info / Praca Archiwum Konkursy Kontakt
 


 RAZEM POLECA
 
 
 
  Zaprzyjaźnione strony

  www.jogaklub.pl
  www.yhm.pl
  www.jurek.pl
  www.insignis.pl
  www.proszynski.pl
  www.wrozka.com.pl
  www.nienasyceni.com
  www.monolith.pl
  www.bzwbk.pl
  www.mag.com.pl
  www.emimusic.pl
  www.veet.pl
  www.wab.com.pl
  www.nivea.pl
  www.dior.com
  www.semi-line.com.pl
  www.universalmusic.pl
  www.swiatksiazki.pl
  www.matis.pl
  www.kinoswiat.pl
  www.schering.pl
  www.braun.com/pl
  www.calvinklein.com
  www.givenchy.com
  www.francoferuzzi.com
  www.samsung.com/pl
  www.traffic-club.pl
  www.microsoft.com
  www.nvidia.pl
  www.gram.pl
  www.4fun.tv
  www.premierimage.pl
  www.manta.com.pl
  www.traffic-club.pl
  www.agencjadramatu.pl



 


rozmowy przy kawie
ROZMOWY PRZY KAWIE:
NATALIA MARIA WOJCIECHOWSKA
ZAWSZE BĘDĘ TANCERKĄ


Rozmawia: Agnieszka Suska

W wieku 16. lat jako finalistka międzynarodowego konkursu w Lozannie otrzymała stypendium do prestiżowej szkoły tańca Johna Neumeiera w Hamburgu. Związana z Teatrem Muzycznym ROMA i to nie tylko jako osoba, która jest w zespole i tańczy na deskach teatru, ale zajmuje się także promocją. Zagrała prawie 200 razy w musicalu "Koty". Jest także kierownikiem PR Warszawskiej Szkoły Filmowej, razem z mamą prowadzi galerię, pisze swoją pierwszą książkę...

Agnieszka Suska: Agnieszka Suska: Natalia, dlaczego wybrałaś zawód tancerki?

Natalia Maria Wojciechowska: Moja mama mówi, że się do tego urodziłam. Kiedy byłam bardzo maleńka, potrafiłam robić szpagat, wchodzić na paluszki, tańczyć i tak wirowałam sobie po domu, aż zawirowałam wprost przed drzwi szkoły baletowej. Od dziecka marzyłam o tańcu, ale ta droga do tańca była naprawdę ciężka, znacznie cięższa niż początkowo przypuszczałam.

AS: Od czego się zaczęło?

NMW: Od zespołu Fasolki, które gościnnie występowały w programie "TIK TAK" w telewizji. Potem przeniosłam się do wieczornego studia utworzonego przy szkole baletowej w Warszawie, gdzie byłam postrzegana jako bardzo uzdolnione dziecko. Egzaminu do szkoły jednak nie zdałam. Miałam 9 lat i to była dla mnie ogromna porażka. Nadal jednak chodziłam na zajęcia, ponieważ naprawdę chciałam tańczyć. Półtora roku później dostałam drugą szansę: prywatny egzamin - przyjęli mnie i już po roku z ocen tanecznych wynikało, że byłam najlepsza w klasie.

AS: W pewnym momencie zdecydowałaś się na wyjazd z Polski do szkoły w Niemczech. Jak to się stało?

NMW: Zajęłam trzecie miejsce w grupie juniorów na ogólnopolskim konkursie tanecznym w Gdańsku, a dwa lata później zostałam finalistką konkursu w Lozannie. Dostałam kilka propozycji stypendiów szkolnych, m.in. z Nowego Jorku, Kanady, Anglii i właśnie z Hamburga, od Johna Neumeiera. Wybrałam jego szkołę ze względu na jej znakomitą reputację i prestiż, ale także i odległość od domu, gdyż jeszcze nie byłam gotowa na dalekie wojaże.

AS: Jak wygląda dzień tancerza? Jak wyglądało to w tamtej szkole?

NMW: Ponieważ lekcje zaczynały się o godz. 10.00, około 9.00 szłam na salę, żeby się rozgrzać, przygotować, nastroić na cały dzień pracy. Do 11.30 był taniec klasyczny, później króciutka przerwa i następne zajęcia. Po lunchu niektórzy uczniowie szli na próby, ponieważ występowali już na scenie. Ja też brałam udział w spektaklach baletowych zespołu. Tak więc dużo czasu spędzałam w teatrze, czasami nawet do północy...

AS: Miałaś czas dla siebie?

NMW: Nie za bardzo.

AS: A jeśli go miałaś, to co z nim robiłaś?

NMW: Odpoczywałam. Nie jestem osobą, która lubi zamykać się wyłącznie w świecie baletu, dlatego mój wolny czas spędzałam także na czytaniu, pisaniu i na intelektualnej kontemplacji tańca, zastanawianiu się, czym taniec jest dla mnie, jakich użyć środków przekazu, czym zachwycić.

AS: I zawsze tak masz? Przy każdym spektaklu?

NMW: Zawsze. To jest czasami duży problem dla choreografów czy reżyserów, ponieważ ja sama chcę stworzyć spektakl. Uwielbiam kreować. Nie jest jednak tak, że się zamykam. Przyjmę każdą uwagę, jeżeli jest rozsądna. Ale nie ukrywam, że jestem bardzo trudna przy współpracy, jeżeli choreograf nie jest na tyle elastyczny, żeby troszeczkę ustąpić mi miejsca.

AS: Jakie są różnice w nauczaniu tańca między Niemcami a Polską?

NMW: W Niemczech jest to szkoła twarda, bardzo rygorystyczna, bez żadnych kompromisów. Jednak każdy każdego szanuje, co w bezpośredni sposób wpływa na wyższy poziom artystyczny. Tego brakuje w Polsce. Tu nie traktuje się tańca klasycznego czy też nowoczesnego ze 100% zaangażowaniem. Chyba największą różnicą jest właśnie to zaangażowanie.

AS: Jesteś silną osobowością - jak się czułaś w szkole, gdzie panują takie rygorystyczne zasady? Nie miałaś chyba miejsca na swoją indywidualność?

NMW: Niemcy są mimo wszystko bardzo otwarci, szczególnie jeśli chodzi o wpływy słowiańskie. To dla nich egzotyka. Dlatego też pozwalają takim uczniom jak ja na ich własne pomysły. Mieliśmy zajęcia z choreografii, gdzie można się było naprawdę wykazać. Nasza klasa składała się z prawie samych indywidualności i to akurat bardzo im się podobało.

AS: Dlaczego wróciłaś do Polski?

NMW: Z przymusu. Doznałam kontuzji kręgosłupa i tak naprawdę już miałam nie tańczyć. To było sforsowanie, przeliczenie swoich możliwości. Gdy ma się 16, 17 lat, eksploatuje się ciało nie zważając na nic. Tak było też ze mną. Jednak kontuzje zdarzają się każdemu, tylko nie każdemu starcza psychicznej siły na powrót.

AS: Tobie wystarczyło?

NMW: Na tyle, żeby wrócić i jeszcze myśleć o profesjonalnym tańczeniu, tak!

AS: Istnieje opinia, że w środowisku tancerzy jest dużo homoseksualistów, czy to faktycznie prawda?

NMW: Tak, wynika to moim zdaniem z tego, że ludzie homoseksualni odznaczają się niesamowitą wrażliwością i poczuciem estetyki. Taniec - tak piękny, tak zwiewny, przyciąga ich, fascynuje.

AS: A co sądzisz o paradzie gejów, która odbyła się jakiś czas temu w Warszawie?

NMW: Lubię homoseksualistów, mam wielu przyjaciół gejów, jednak generalnie nie uważam, aby środowisko homoseksualne w Polsce było wiarygodne i bardzo interesujące. Niestety jest wielu pseudo homoseksualistów, którzy chcą coś na tym zyskać. Co do parady - nie mam nic przeciwko, niech idą, niech paradują, niech będzie tęczowo i kolorowo, każdy ma prawo do wyrażania siebie i tego co czuje, nie widzę powodów, dlaczego w tym przypadku miałoby być inaczej...

AS: Lubisz tańczyć na dyskotekach?

NMW: Raz na dwa miesiące zdarza mi się wyjść na taką typową noc klubową. Patrzę, co się zmienia w klubach, jaka jest muzyka, jakie tendencje. Nie uważam jednak, że życie clubbingowe w Warszawie jest tak atrakcyjne, żeby warto było poświęcać mu dużo czasu. Ale czasem lubię się tak wyszaleć. Uważam to za bardzo zdrowe i naturalne.

AS: A jak zaczęła się Twoja przygoda z promocją?

NMW: Przypadkiem. Przyszłam z moim przyjacielem na casting do musicalu "Koty". Przeszłam pierwszy etap. Niespodziewanie dostałam telefon od dyrektora Szyjko, Zastępcy Dyrektora Naczelnego, który zaproponował mi pracę na stanowisku specjalistki od PR. Byłam trochę między młotem a kowadłem. W tym samym czasie zdawałam na Akademię Teatralną. Pomyślałam, że wezmę tę pracę na trzy miesiące, a potem zacznę studiować. Ale tak mi się spodobało, że nadal jestem w ROMIE.

AS: A nie czujesz konfliktu przez to, że promujesz teatr, ale tak naprawdę promujesz siebie?

NMW: Zdarzyło się, że byłam w całej Warszawie na plakacie "Kotów" jako biała kotka. Nie miałam na to wpływu, nie aranżowałam tego. I tu powstaje pewien konflikt, ponieważ moi koledzy czasem tego nie rozumieją. Czasami uważają, że jestem bardziej promowana, że jestem na specjalnych prawach. To nie zawiść czy zazdrość. Ludzie zawsze walczą o przetrwanie, tak jest w każdej branży. Kwestia, jak ja sobie z tym poradzę. A ja staram się być silna i zawsze wierzyć w swoje ideały.

AS: Porozmawiajmy o "Tańcu Wampirów". To temat ważny na chwilę obecną, za chwileczkę będzie premiera...

NMW: Ważny, ale w moim przypadku nie tak bardzo, ponieważ ja zrezygnowałam z "Tańca Wapmirów"...

AS: Mimo to powiedz najpierw, jak to się stało, że dostałaś tam rolę? Byłaś obecna przy castingu innych. Jako tłumaczka wciąż byłaś przy Corneliusie Baltusie, reżyserze...

NMW: Rolę dostałam w wyniku otwartego castingu. Fakt, byłam przy Baltusie, ale jako osoba, która informowała go, kto jest kim w teatrze. Ponieważ znałam środowisko, mogłam powiedzieć mu, kto gdzie tańczył, jaki ma typ głosu, jak się rusza itp. Byłam źródłem informacji, nie miałam wpływu na decyzje.

AS: A kto zaprosił Romana Polańskiego do współpracy? Czy trudno go było namówić?

NMW: Zaczęło się 5 lat temu. Na początku były to tylko zadawane pytania i badanie gruntu. Przez te kilka lat Teatr ROMA udowodnił poprzez "Miss Saigon", "Grease", "Koty", że jest w stanie wystawić także "Taniec Wampirów". Odbyły się dalsze spotkania i rozmowy, które wpłynęły na ostateczną, pozytywną decyzję pana Polańskiego.

AS: Jak pracuje się z Polańskim?

NMW: Mimo wszystkich plotek o nim i jego wizerunku, że jest kapryśny i gra wielką gwiazdę, jest na wskroś normalnym człowiekiem, który ma fantastyczne poczucie humoru i traktuje życie bardzo normalnie.

AS: Czy ma on duży wpływ na to, jak sztuka będzie wyglądać? Przyjeżdża na próby?

NMW: Tak, on podejmuje ostateczne decyzje w stosunku do wszystkiego - do obsady, kostiumów, nawet napisów na plakacie. Będzie w trakcie prób, choć na pewno nie cały czas, bo jednak reżyserem spektaklu jest Cornelius Baltus - jego prawa ręka, który był asystentem Polańskiego i w Stuttgardzie, i w Hamburgu.

AS: O czym jest "Taniec wampirów"?

NMW: O wampirach, o inwazji wampirów na świat. Niektórzy mówią, że najważniejszy jest wątek miłosny, ale tak naprawdę to mroczna komedia, która traktuje tematykę wampirów z przymrużeniem oka. I to będzie widać w spektaklu - wampiry będą przerysowane, będą śpiewały różne dziwne rzeczy i zapraszały do wspólnego tańca...

AS: Z czego wyniknęła Twoja decyzja o rezygnacji z zagrania w tym musicalu?

NMW: Z wielu przyczyn. Tak naprawdę nie do końca widzę siebie w musicalach. Jestem tancerką z dobrą bazą klasyczną, która może i świetnie śpiewa, jednak zawsze będę postrzegana jako tancerka. A prawda jest taka, że to wokaliści mają więcej możliwości wykazania się w musicalu. Druga sprawa to niemożność pogodzenia ze względów czasowych dwóch funkcji. Do tego doszły także inne moje zawodowe plany - jestem kierownikiem PR Warszawskiej Szkoły Filmowej, mam własny impresariat, razem z mamą i siostrą prowadzę galerię, promuję pewne osoby, piszę teksty piosenek, staram się pisać swoją pierwszą książkę...

AS: Opowiedz o tej książce..

NMW: To będzie opowieść o relacji matka-córka. Takie wdrażanie się na podstawie jednego dnia w bardzo emocjonalne, bardzo głębokie relacje. Chcę pokazać, jak bardzo złożone i napięte mogą być takie stosunki. Jak bardzo jedna decyzja albo jedno słowo mogą wpłynąć na inne sprawy. Ale nie jest to historia zaczerpnięta z mojego życia. Uwielbiam obserwować. Jeśli tylko ktoś opowiada mi o swoim życiu rodzinnym, staram się bardzo uważnie temu przysłuchiwać.

AS: Zajmujesz się bardzo wieloma rzeczami. Jak ukierunkowujesz swoją karierę?

NMW: To nie jest chwytanie wielu srok za ogon. Każda rzecz jest przemyślana. Podjęcie stanowiska kierownika PRu Warszawskiej Szkoły Filmowej było świadome, ponieważ naprawdę chcę się z tą szkołą związać. Może nawet, jeśli znajdę trochę czasu, zacznę tam studiować...?

AS: Ale co jest na pierwszym miejscu, gdybyś musiała wybrać: pierwsza rzecz, taka najważniejsza, z którą zasypiasz i budzisz się.

NMW: Zadałaś mi pytanie, na które nie wiem, czy znam odpowiedź. Jestem tuż po podjęciu decyzji, że nie tańczę w "Tańcu Wampirów" i w "Kotach", wygląda więc na to, że odchodzę od tańca. Aczkolwiek moim planem na najbliższe dwa lata jest stworzenie spektaklu. Chcę połączyć pracę choreografa, reżysera, kierownika produkcji i PRu. A zatem spełnienie zarówno artystyczne, jak i kierowniczo-produkcyjne. To jest zamierzenie, do którego konsekwentnie dążę.

AS: A plan B?

NMW: A plan niekoniecznie B jest taki, że chciałabym studiować za granicą aktorstwo. Zanim jednak podejmę decyzję, staram się rozeznać, jakie są szkoły, jakie są możliwości.

AS: A czy masz swoje ulubione miasto, państwo?

NMW: Nowy Jork. Choć nigdy tam nie byłam, to po prostu wiem, że to jest miejsce dla mnie i prędzej, czy później powiem magiczne słowa - "Hello, New York, here I come!" To jest miasto dla ludzi, którzy tak jak ja chcą robić kilka rzeczy naraz, są kosmopolityczni i otwarci na wszystko.

AS: Ciągle jeszcze jesteś tancerką, jak dbasz o siebie? Stosujesz dietę, codziennie ćwiczysz?

NMW: Zawsze będę tancerką. W tej chwili nie ćwiczę, chociaż wiem, że powinnam wrócić do formy. Robię sobie wakacyjną przerwę. Dieta? Nie. Jem dużo słodyczy, piję kawę, palę papierosy, czasami zdarza się, że w małych ilościach, ale piję alkohol. Diety nie ma.

AS: A życie prywatne - ciepły domek, kapcie, mąż, dziecko?

NMW: Na dzień dzisiejszy nie ma tego w moich planach! Może to jest taka tendencja młodych ludzi, że o tym myśli się na końcu. Nie ciągnie mnie życie prywatne, nie ciągną mnie związki, nie ciągną mnie dzieci i ich posiadanie. Na razie.

AS: Czy myślisz o tym, jak będzie wyglądać Twoje życie za 10, 15 lat?

NMW: Nie, bo to nie ma sensu. Oczywiście trzeba mieć plany, jednak fascynująca w życiu jest właśnie ta niewiadoma. Mogę za chwilę wyjść z kawiarni i cała ta moja gadka o życiu prywatnym nagle ulega zmianie, bo za rogiem spotykam osobę, która jest mi przeznaczona. Tak samo jest z życiem zawodowym - mogę wyjść na ulicę, ktoś może zadzwonić i moje życie się zmienia. To jest fantastyczne.

AS: Kochasz ludzi?

NMW: Wiesz, że tak. Niektórzy nazywają to naiwnością, ale ja naprawdę bardzo wierzę w ludzi, wierzę w ich potencjał. I cały czas szukam w ludziach pokładu.

AS: Życzę ci zatem spełnienia wszystkich Twoich marzeń, Nowego Jorku i wielkiej kariery. I tej wiary.



Zdjęcia: Piotr Grądziel






 Nr 13 / 2004
 
Nasza okładka




 
©2006 WYDAWNICTWO HOLYGRAM