NIE ZDRADZIŁAM NART
Jest jedną z najlepszych snowboardzistek na świecie. Aby stale być w formie i osiągać kolejne sukcesy, spędza na desce około 270 dni w roku. W nadchodzącym sezonie jej sportowym celem będzie walka w zawodach Pucharu Świata. Za trzy lata planuje znowu walczyć o medal olimpijski na zimowych igrzyskach w Turynie. O sporcie, który zdominował jej życie, mówi Jagna Kolasińska-Marczułajtis.
Marta Wojtal: Na twojej stronie internetowej można się
dowiedzieć, że po raz pierwszy jeździłaś na nartach
w wieku dwóch lat. Pamiętasz, czy odczuwałaś wtedy strach?
Jagna Kolasińska-Marczułajtis: Nie, nie pamiętam, jakie
uczucia towarzyszyły mojej pierwszej jeździe na nartach,
ale z doświadczeń, które zdobyłam, ucząc małe dzieci narciar
stwa, wiem, że one po prostu niczego się nie boją i jadą "na
krechę", gdzie tylko można. Zresztą sama dałam kiedyś popis
takiej dziecięcej brawury. Pewnego pięknego dnia moi rodzice
prowadzili na szczycie Kasprowego instruktaż jakiejś grupy
początkujących narciarzy. Byłam tam z nimi i obserwowałam,
co się dzieje, ale najwyraźniej trochę się nudziłam, bo wpadłam
na pomysł, że wjadę prosto w tych narciarzy. Jak postano
wiłam, tak zrobiłam. Nikomu, na szczęście, nic się nie stało, ale
ludzie wyglądali jak sypiące się kostki domina.
MW: Pierwszy kontakt ze snowboardem również cię nie
przeraził? Ile miałaś lat, kiedy zasmakowałaś jazdy na desce?
JK-M: Około 15. W tym czasie byłam już tak związana
z nartami i ze śniegiem, że nawet nie przyszło mi do głowy, aby
bać się tego nowego sprzętu. Wręcz przeciwnie: miałam frajdę,
że znowu przewracam się na śniegu, że znalazło się jakieś
urządzenie do jazdy po nim, które muszę okiełznać. W pierwszej
chwili może się rzeczywiście wydawać, że poruszanie się na
desce jest nienaturalne, ale wystarczy kilka dni, aby się z tym
oswoić.
MW: Nie masz czasami uczucia, że zdradziłaś narty?
JK-M: Ja nie, ale moja mama z pewnością tak myślała: że
zdradziłam narty i ją, która przez 15 lat inwestowała w moją
naukę jazdy. Pamiętam, że w domu była burza, kiedy tak po
prostu, z dnia na dzień, przyszłam i powiedziałam, że odkryłam
nowy sposób jazdy na śniegu, który od tej chwili zaczynam
trenować. Byłam uparta i nie reagowałam na sprzeciw mamy,
która ostatecznie zaakceptowała moją decyzję dopiero pół roku
później, kiedy zdobyłam mistrzostwo świata juniorów w tej
dyscyplinie.
MW: Komu zawdzięczasz swoje pierwsze zetknięcie
z nartami i snowbordem, a później naukę
jazdy na tym sprzęcie?
JK-M: Jeśli chodzi o narty, to całą edukację z nimi
związaną, zawdzięczam rodzicom. Umiejętność
jazdy na desce zdobyłam natomiast dzięki Jurkowi
Kijkowskiemu z Warszawy, mojemu koledze, od
którego dostałam pierwszy snowboard. Duży
udział w tym, co udało mi się osiągnąć, ma też
Jerzy Deluga, mój pierwszy sponsor. To dzięki
niemu miałam dobry sprzęt i mogłam trenować
na lodowcach, co było warunkiem koniecznym
doskonalenia umiejętności.
MW: Czy większość ludzi, którzy otaczają cię na
co dzień, ma coś wspólnego ze sportem?
JK-M: Właściwie cała moja rodzina to sportowcy,
w dodatku związani ze sportami zimowymi.
Mąż jest łyżwiarzem figurowym. Mama była
piętnastokrotną mistrzynią Polski w narciarstwie
alpejskim. Tata to wieloletni instruktor narciarstwa,
taternik, goprowiec. Tak jakoś się to wszystko
ułożyło.
MW: A jak wyglądają twoje umiejętności jazdy
na łyżwach?
JK-M: Umiem jeździć. I to nie tylko ze względu
na chęć dorównania mężowi (śmieje się). Musiałam
opanować tę sztukę ze względu na zaliczenie,
którego wymagano od nas na studiach.
MW: Jakie, twoim zdaniem, trzeba mieć cechy
charakteru, aby osiągać sukcesy w sporcie?
JK-M: Przydaje się na pewno silna wola,
umiejętność konsekwentnego dążenia do celu
i samozaparcie. Trzeba też być zdyscyplinowanym
i gotowym na poświęcenia temu, co się robi.
MW: Zdarzają ci się takie chwile, kiedy masz dość deski
i wszystkiego, co się z nią wiąże?
JK-M: Oczywiście. Oprócz tego, że snowboard jest moją pasją,
jest także pracą, więc to naturalne, że czasami marzę o odpoczynku
od niego. Aby pozbyć się tego uczucia zmęczenia,
zajmuję się czymś zupełnie innym, np. jeżdżę konno lub spędzam
czas z rodziną. To pozwala mi zregenerować siły i nabrać ochoty
do dalszych treningów.
MW: Ile czasu w roku zajmują ci treningi?
JK-M: Praktycznie mam tylko miesiąc prawdziwego urlopu.
Wypada on zwykle na przełomie maja i czerwca. Wtedy mogę
wyjechać gdzieś z rodziną. Resztę czasu poza sezonem spędzam
na przygotowaniach do zimowych startów. Na stadionach
odbywam treningi ogólnorozwojowe, a na lodowcach doskonalę
warsztat jazdy. Zimą startuję. I tak rok za rokiem.(śmieje się).
MW: Czy w tym natłoku obowiązków znajdujesz jeszcze czas
dla swojego dawnego hobby: jazdy na motocyklach?
JK-M: Ostatnio, niestety, coraz mniej. Za to zdecydowanie
częściej jeżdżę konno i opanowuję techniki skoków przez
przeszkody.
MW: Utożsamiasz się z subkulturą snowboardzistów?
JK-M: Nie, myślę, że nie. Nie chodzę przecież w spodniach
"z krokiem w kolanach" (śmieje się). Sądzę, że to zjawisko
bardziej dotyczy ludzi, którzy używają desek miękkich, czyli
bardziej skaczą niż jeżdżą?
MW: Czy masz swoją ulubioną deskę, którą traktujesz
jak talizman?
JK-M: Nie, staram się nie przywiązywać do rzeczy materialnych.
Jeśli byłoby inaczej, to pewnie musiałabym przestać startować,
gdyby mój sprzęt się uszkodził, a takiej ewentualności nie
biorę pod uwagę. A tak w ogóle to nie sądzę, aby deska mogła
być talizmanem. Staram się zawsze jeździć na tym, co mam.
MW: Czy mistrzom takim jak ty też zdarzają się upadki
na stokach?
JK-M: Jasne, że tak. Mam nadzieję, że w tym sezonie zaliczę
ich mniej niż poprzednio, ale choćby w trakcie treningów to
jest po prostu nieuniknione. Średnio raz dziennie zawsze leżę
na śniegu.
MW: Twój cel na nadchodzący sezon?
JK-M: Utrzymać się w pierwszej szesnastce rankingu najlepszych
zawodniczek świata. Za rok będę już brała pod uwagę
ósemkę, a później skoncentruję się wyłącznie na igrzyskach.
MW: Życzę ci zatem samych sukcesów i dziękuję za rozmowę.
rozmawiała Marta Wojtal
zdjęcia Extreme Sport Channel
powrót <<<